am już nie wiem, jak dawno zacząłem tę książkę pisać - żartuję, było to mniej więcej w 1985 roku, nie była to moja pierwsza powieść, ale tamte z różnych względów trafiły do szuflady. Fantastyką interesowałem się od dziecka. "Władcę Pierścieni" przeczytałem jeszcze w latach 60, gdy chyba nikt jeszcze o nim nie słyszał (było takie wydanie, w miękkiej, szarej oprawie, leżało w najciemniejszym kącie gminnej biblioteki, nie wiem, czy ktoś tam wogóle zaglądał), z fantastyki napisałem pracę magisterską na UAM.
Sam pomysł nie wyszedł ode mnie, tylko od kolegi - Piotra Jarzombka, który studiował architekturę, ale jego pasją była również fantastyka, szczególnie malarstwo fantastyczne i komiksy fantasy. Kiedyś wpadł na pomysł byśmy zrobili komiks, on miał zrobić ilustracje ja tekst. Jako że kiedys sam również sporo rysowałem pomysł wydał mi się całkiem interesujący.
Zacząłem myśleć (czasem idzie mi to opornie) i wpadłem na pomysł, by było to coś związane z polską, czy słowiańską mitologią, czyli coś, czego wtedy jeszcze nie było, a w każdym bądź razie ja o tym nie słyszałem. Zacząłem przeglądać różne opracowania na ten temat i tak trafiłem na Welesa, Peruna, Żmija, Perepłuta, Dolę i Latawca, ale im bardziej się zagłębiałem, tym trudniej mi było znaleźć coś konkretnego, od czego mógłbym zacząć. Nasza mitologia nie jest tym, czym jest np mitologia grecka, nie ma gotowych "schematów", bohaterów, a tym bardziej herosów, postanowiłem więc na własną fantazję.

Conan już był, nie było jeszcze Wiedźmina, ale ja nie chciałem, by mój bohater był kimś takim, takich opowieści było mnóstwo, chciałem napisać fantasy, a równocześnie jakoś przełamać schematy, heroiczna fantasy w natłoku dzieł wydaje mi się za bardzo napuszona, dlatego, przynajmniej czasami, powinno być śmiesznie, nie wiem, czy mi się to ostatecznie udało.
Jeszcze trudniej było mi wybrać sposób narracji i zdecydować, kto będzie to wszystko opowiadał (ostatecznie jest to prawdziwa historia, o której nikt nie słyszał:)) i tu pojawił się nieśmiertelny wodnik, on jeden mógł na wszystko spojrzeć z "właściwej" perspektywy.

W międzyczasie skończyłem studia i kontakt z kolegą się urwał, a ja pisałem. Rzecz zaczęła się rozrastać. Nie potrafię pisać, jak inni, w określonych godzinach i od do, więc trwało to i trwało, różne zawirowania życiowe - przed studiami przez pare lat byłem złotnikiem, w czasie studiów sprzątaczką, prowadziłem kluby studenckie, cały czas czynnie uprawiałem sport, potem byłem jeszcze trenerem i ochroniarzem, przez dwa lata za granicą pracowałem jako rekwizytor przy musicalu "Upiór w operze", objeżdżając pół Europy, (i cechy charakteru) również nie pozwoliły mi na dokończenie tego w piorunującym tempie (żona twierdzi, że za dużo rzeczy robię naraz:)) ale w końcu coś z tego wyszło, nie wiem czy jest to ostateczne wersja, kilku recenzentom to się spodobało, ale wszyscy jednomyślnie stwierdzili, że jak na debiut jest za obszerne - nikt mi tak dużej powieści obecnie nie wyda, musiałbym ciąć, skracać i wyrzucać, a to jest dla mnie zbyt bolesne, dlatego zdecydowałem się wprowadzić tylko kosmetyczne zmiany (tu z pewnością jest jeszcze trochę do zrobienia) i opublikowanie takiej wersji w internecie.
Ostatecznie jest to całkiem spore forum dyskusyjne - mam nadzieję, że chociaż parę osób to przeczyta i podzieli się ze mną własnymi uwagami.